Mijając przyozdobioną choinkę wpadał do kuchni i od razu był przywitany mocnym uściskiem chudych ramion matki, która po chwili podawała mu najsłodsze śniadanie w roku. Kochał święta, cała jego rodzina kochała gwiazdkę...
Kiedy jego mama zmarła nie było już kolęd na pobudkę, nie było tak wielu ozdób w całym domu, jednak choinka co roku pozostawała tak samo wielka i wspaniała jak wcześniej, jego tato mówił zawsze że to dla jego mamy, na znak ich miłości do niej i pamięci o niej. Święta nie były takie same od jej śmierci jednak nadal je kochał, uwielbiał spędzać je z ojcem i z przyjacielem który wraz z mamą odwiedzali ich co roku. Nigdy nie pomyślałby nawet że znienawidzi najlepszy dzsień na świecie, dopóki ten dzień nie nastąpił...
***
Zasnął około 6 rano więc kiedy o 9 po domu rozszedł się głośny dźwięk kolędy miał ochotę po prostu wysadzić coś w powietrze, zerwał się z łóżka i z rozmachem zamknął drzwi które trzasnęły głośno, po tym uczynku wrócił do łóżka i schował się pod ciepłą kołdrą. Jęknął cicho kiedy usłyszał kroki zbliżające się do jego pokoju, a kiedy jego drzwi skrzypnęły od otwierania wsunął głowę pod poduszkę.
-Stiles?- zapytał ostrożnie jego ojciec.
-Co ?- warknął nie przyjemnie.
-Co się dzieje?- zapytał szeryf po raz tysięczny od kilku miesięcy.
-Nic, chce spać.- powiedział sucho i przewrócił się na brzuch.
Kiedy jego staruszek wyszedł z pokoju westchnął ciężko przewracając się z powrotem na plecy, po chwili podnosząc się do pozycji siedzącej, spojrzał w bok na butelkę energetyka która była na wykończeniu i westchnął znów zirytowany, wiedział że jeżeli chce iść do sklepu musi to zrobić szybko bo tego dnia sklepy zawsze są zamykane wcześniej,
Po kilku minutach z nerwami wypisanymi na twarzy wstał całkowicie z łóżka i poszedł od razu do szafy aby założyć na siebie coś czystego. Spojrzał na drzwi od szafy na których zawsze wisiały pluszowe renifery ozdabiając je, jednak z myśli o reniferach otrząsnął się w sekundę i po prostu zaczął szukać ubrań. Tego roku jego pokój został jakby zapomniany przez magie świąt... Nie było w nim nawet jednego najmniejszego dowodu na to że przybyły święta. Unikał ozdób, małych plastikowych bałwanów i kolorowych skarpet na prezenty, nawet zapach samochodowy w kształcie choinki który zawiesił w jeep'ie jego ojciec, wywalił na śmietnik. Kiedy Lydia zadzwoniła do niego i zaczęła swoją wypowiedź od słów "Świąteczne zakupy..." rozłączył się. Ruda wściekła się na niego w tedy ale dzwoniąc drugi raz zgrabnie zmieniała słowa związane ze świętami na jakieś inne nie kojarzące się z gwiazdką.
Kiedy zszedł na dół jego ojciec właśnie kończył przystrajać choinkę.
-Stiles?- zaczął zaskoczony pośpiechem syna.
-Tak?- powiedział starając się nie brzmieć na zirytowanego.
-Założysz gwiazdę na czubek drzewka?- zapytał spokojnie mężczyzna.
Miał już odpowiedzieć że nie, że się spieszy ale jego uwagę zwróciła na siebie pusta kuchnia, spojrzał w tamtą stronę i stał tak kilka minut... Oczami wyobraźni mógł zobaczyć mamę krzątającą się po niej. Zwrócił swoją uwagę z powrotem na swojego ojca i podszedł do niego odbierając od niego gwiazdę, robił to dla mamy z miłości do niej i pamięci o niej...
-Stiles?- zapytał ostrożnie jego ojciec.
-Co ?- warknął nie przyjemnie.
-Co się dzieje?- zapytał szeryf po raz tysięczny od kilku miesięcy.
-Nic, chce spać.- powiedział sucho i przewrócił się na brzuch.
Kiedy jego staruszek wyszedł z pokoju westchnął ciężko przewracając się z powrotem na plecy, po chwili podnosząc się do pozycji siedzącej, spojrzał w bok na butelkę energetyka która była na wykończeniu i westchnął znów zirytowany, wiedział że jeżeli chce iść do sklepu musi to zrobić szybko bo tego dnia sklepy zawsze są zamykane wcześniej,
Po kilku minutach z nerwami wypisanymi na twarzy wstał całkowicie z łóżka i poszedł od razu do szafy aby założyć na siebie coś czystego. Spojrzał na drzwi od szafy na których zawsze wisiały pluszowe renifery ozdabiając je, jednak z myśli o reniferach otrząsnął się w sekundę i po prostu zaczął szukać ubrań. Tego roku jego pokój został jakby zapomniany przez magie świąt... Nie było w nim nawet jednego najmniejszego dowodu na to że przybyły święta. Unikał ozdób, małych plastikowych bałwanów i kolorowych skarpet na prezenty, nawet zapach samochodowy w kształcie choinki który zawiesił w jeep'ie jego ojciec, wywalił na śmietnik. Kiedy Lydia zadzwoniła do niego i zaczęła swoją wypowiedź od słów "Świąteczne zakupy..." rozłączył się. Ruda wściekła się na niego w tedy ale dzwoniąc drugi raz zgrabnie zmieniała słowa związane ze świętami na jakieś inne nie kojarzące się z gwiazdką.
Kiedy zszedł na dół jego ojciec właśnie kończył przystrajać choinkę.
-Stiles?- zaczął zaskoczony pośpiechem syna.
-Tak?- powiedział starając się nie brzmieć na zirytowanego.
-Założysz gwiazdę na czubek drzewka?- zapytał spokojnie mężczyzna.
Miał już odpowiedzieć że nie, że się spieszy ale jego uwagę zwróciła na siebie pusta kuchnia, spojrzał w tamtą stronę i stał tak kilka minut... Oczami wyobraźni mógł zobaczyć mamę krzątającą się po niej. Zwrócił swoją uwagę z powrotem na swojego ojca i podszedł do niego odbierając od niego gwiazdę, robił to dla mamy z miłości do niej i pamięci o niej...
***
Jedno wyjście do sklepu kosztowało go wiele nerwów, spotkał chyba każdego mieszkańca Beacon Hills w głupim supermarkecie. Nie rozumiał tego jak ludzie mogą wszystko robić na ostatnią chwilę. Każde z nich chaotycznie biegało po sklepie w poszukiwaniu czegoś kiedy on był tam tylko po jedną rzecz razy kilka sztuk, no dobra po dwie rzeczy... Ostatnimi czasy wręcz uzależnił się od energetyków i papierosów, a perspektywa kilku dni zamkniętych sklepów skłoniła go do wykupienia całego zapasu energetyków i jego ulubionych papierosów w całym mieście. Kręcąc się między półkami w supermarkecie kątem oka dostrzegł znajomą blond czuprynę, nawet nie musiał patrzeć dokładniej w tamtą stronę aby wiedzieć kto to , jednak i tak to zrobił. Erica i Isaac stali przy czekoladach i rozmawiali o czymś namiętnie. Wiedział że jeżeli oni tu są to on też jest gdzieś w pobliżu, Wycofał się zanim zdążyli zwrócić na niego uwagę i ukrył się w dziale z mięsami rybami i tak dalej, tu był bezpieczny, bo jego zapach nie był tak wyrazisty jak zapach surowego mięsa, więc na pewno go nie wyczują, no i widział z tego miejsca doskonale wyjście więc mógł obserwować czy już wychodzą czy nie, Wyszli ze sklepu 10 minut przed jego zamknięciem więc szybko zapełnił swój koszyk potrzebnymi mu rzeczami, zapłacił za nie i czym prędzej pognał do swojego bezpiecznego domu. No cóż... Bardziej pomylić się nie mógł...
Kiedy zamknął za sobą drzwi do swojego pokoju i oparł się czołem o nie próbując się uspokoić za sobą usłyszał ciche kaszlnięcie, na ten dźwięk jego serce prawie stanęło, a potem chciało wyskoczyć, wyrwać się z jego klatki piersiowej. Jednak kiedy się odwrócił poczuł autentyczne rozczarowanie... W jego pokoju czekał na niego tylko Scott. Wiedział po co jego przyjaciel do niego przyszedł i tak bardzo jak kochał go jak brata tak bardzo nie chciał go słuchać czy na niego patrzeć.
-Stiles...- Scott zaczął wyciągając do niego rękę, jednak prawie od razu opuścił ją rezygnując ze swojego pomysłu.
-Scott nie...- przerwał mu od razu.- Ja wiem.... Wiem od początku roku... Wiem bo Peter powiedział Lydii a ona mi i na prawdę, tak bardzo jak Cię kocham... tak bardzo teraz nie mogę nawet na Ciebie spojrzeć, więc pogódź się z tym i przestań szukać kontaktu ze mną, bo go nie znajdziesz... Po prostu żyj swoim życiem, a mnie zostaw w spokoju.- powiedział najspokojniej jak tylko potrafił.
Scott nie powiedział już nic więcej, patrzył na niego przez chwilę smutnymi oczami , prawie tak smutnymi jak jego które widywał od miesięcy w swoim odbiciu, po kilku minutach chłopak odwrócił się i otworzył okno szybko za nim znikając. A po kolejnych kilku minutach przez otwarte wciąż okno dało się usłyszeć wycie wilka w oddali...
Kiedy zamknął za sobą drzwi do swojego pokoju i oparł się czołem o nie próbując się uspokoić za sobą usłyszał ciche kaszlnięcie, na ten dźwięk jego serce prawie stanęło, a potem chciało wyskoczyć, wyrwać się z jego klatki piersiowej. Jednak kiedy się odwrócił poczuł autentyczne rozczarowanie... W jego pokoju czekał na niego tylko Scott. Wiedział po co jego przyjaciel do niego przyszedł i tak bardzo jak kochał go jak brata tak bardzo nie chciał go słuchać czy na niego patrzeć.
-Stiles...- Scott zaczął wyciągając do niego rękę, jednak prawie od razu opuścił ją rezygnując ze swojego pomysłu.
-Scott nie...- przerwał mu od razu.- Ja wiem.... Wiem od początku roku... Wiem bo Peter powiedział Lydii a ona mi i na prawdę, tak bardzo jak Cię kocham... tak bardzo teraz nie mogę nawet na Ciebie spojrzeć, więc pogódź się z tym i przestań szukać kontaktu ze mną, bo go nie znajdziesz... Po prostu żyj swoim życiem, a mnie zostaw w spokoju.- powiedział najspokojniej jak tylko potrafił.
Scott nie powiedział już nic więcej, patrzył na niego przez chwilę smutnymi oczami , prawie tak smutnymi jak jego które widywał od miesięcy w swoim odbiciu, po kilku minutach chłopak odwrócił się i otworzył okno szybko za nim znikając. A po kolejnych kilku minutach przez otwarte wciąż okno dało się usłyszeć wycie wilka w oddali...
***
Kolacja... a raczej atmosfera podczas niej była ciężka do zniesienia. On siedział cicho dłubiąc widelcem w swoim talerzu, Scott siedział równie cicho wbijając swój wzrok w niego, a ich rodzice przez jakiś czas przyglądali się im próbując rozgryźć co się dzieje, po jakimś czasie dali sobie jednak z tym spokój i po prostu zaczęli cicho o czymś rozmawiać. Po kolacji pozbierał naczynia i zaniósł je do kuchni odkręcając gorącą wodę aby je umyć. Myjąc je był zupełnie w innym świecie pewnie własnie dlatego nie czuł jak gorąca woda parzy mu skórę na dłoniach, zorientował się dopiero kiedy wycierał mokre ręce, dopiero w tedy zorientował się jakie są czerwone i gorące wręcz piekące.
Idąc na górę nawet nie zerknął w stronę choinki i rozpakowującej prezenty pod nią trójki ludzi.
***
Zamknął się w swoim małym azylu w którym nie było świąt, nie było nawet zimy. W jego azylu czas się zatrzymał, chociaż nie, czas się nie zatrzymał był po prostu inaczej odliczany, odliczany był w jednostkach bólu... Stacje bólowe były różne, zależne od pory dnia, nocy czy od pogody za oknem. Bywał ból porównywany do użądlenia pszczoły... Bywał ból porównywany do bolącego zęba czy bóli migrenowych, ale w takie wieczory jak ten obowiązywał tylko jeden jedyny ból...
Śnił kiedyś o tym budynku, nawet nie wiedział co to za budynek ale był w nim, nie wiedział co w nim robił, ale po prostu tam był, w pewnym momencie budynek zaczął płonąć a on razem z nim... Ból był tak niewyobrażalny że nie mógł się odezwać ani poruszyć, nie mógł zrobić nic aby sobie pomóc, aby się uratować, nie mógł nawet wołać o pomoc... Po przebudzeniu jego ciało było tak odrętwiałe że musiał odczekać trochę za nim mógł w ogóle poruszyć chociażby palcem... To był właśnie ten ból na takie wieczory... Siedział na podłodze, oparty o łóżko i nie mógł się nawet poruszyć tak bardzo cierpiał, zastanawiając się tylko czy Derek... Czy Derek Hale cierpi też chociaż trochę?
Śnił kiedyś o tym budynku, nawet nie wiedział co to za budynek ale był w nim, nie wiedział co w nim robił, ale po prostu tam był, w pewnym momencie budynek zaczął płonąć a on razem z nim... Ból był tak niewyobrażalny że nie mógł się odezwać ani poruszyć, nie mógł zrobić nic aby sobie pomóc, aby się uratować, nie mógł nawet wołać o pomoc... Po przebudzeniu jego ciało było tak odrętwiałe że musiał odczekać trochę za nim mógł w ogóle poruszyć chociażby palcem... To był właśnie ten ból na takie wieczory... Siedział na podłodze, oparty o łóżko i nie mógł się nawet poruszyć tak bardzo cierpiał, zastanawiając się tylko czy Derek... Czy Derek Hale cierpi też chociaż trochę?